Pomysły na trening,  Relacje,  Sport

Dolina Noteci i Dębowe Góry na raz – czyli 30 km porządnego crossu

To miał być generalny sprawdzian przed startem w O!Błędnym Maratonie Gór Stołowych. Wyszliśmy z założenia, że jeśli bez większych przeszkód „machniemy” te trzy dyszki to znaczy, że jesteśmy przygotowani.

Tym razem jednak trening miał się odbyć „po mojemu” a to oznaczało:

  • trasa – bliżej nieokreślona,
  • przewidziany czas – bliżej nieznany,
  • średnie tempo w wąskich widełkach – coś między 4:50 a 6:40 😀

Lubując się w sadomachistycznej praktyce wczesnych, niedzielnych pobudek wyruszyliśmy skoro świt.

Dzięki temu w Dolinie Noteci przywitała nas…zima! Startujemy z leśnego parkingu w Polanowie – najpierw wzdłuż lasu, zbiegamy do Osieka w stronę Smogulca i odbijamy na Żuławkę.

Wspaniale oddycha się mroźnym, rześkim powietrzem. Tuż nad ziemią unosi się jeszcze mgła, pod butami skrzypi oszroniona trawa. Nadnoteckie łąki to temat na osoby post.

Jest tak pięknie, że za każdym zakrętem przystaję by robić zdjęcia. Naprawdę dziwię się  Marcinowi, że znosi to z tak stoickim spokojem 😀

Z zarośli czmychają spłoszone sarny, podrywają się do lotu żurawie, które już wróciły z dalekiej podróży. Ich krzyki mogą zbłąkanemu wędrowcowi zmrozić krew w żyłach. Oczywiście próbuję je nagrać i jest to prawdziwe wyzwanie! Drą się w niebogłosy a kiedy tylko uruchamiam dyktafon w telefonie – milkną. I tak w kółko. Kiedy zbuntowany Garmin pokazuje tętno odpoczynku daję za wygraną, w końcu mieliśmy biec 😀

Dominika Żmijewska

Ruszamy zdecydowanie, kierując się w stronę śluzy na rzece. Ścieżki, które wydają się nam całkiem konkretne giną nagle w wysokich trawach, urywają się przy retencyjnych rowach, na tyle szerokich i na tyle wypełnionych wodą, że nie ośmielamy się skakać 😀

W końcu docieramy do głównej drogi wiodącej przez Żuławkę i już jest „ z górki”. Wystarczy skręcić tuż za charakterystyczną, starą wierzbą w lewo, potem przy źródle Marii w prawo, dobiegając do skrzyżowania gdzie można odbić na Bąkowo, skręcamy w lewo a potem to już na czuja tam gdzie się wydaje, że musi być rzeka. Proste? Proste!

Gdy dobiegamy do Noteci, ścieżka się kończy a drogę wyznaczają teraz widoczne w oddali zabudowania przy śluzie. Tu pożałowałam, że ubrałam Brooksy, które mają jechać ze mną do Kudowy – wybaczcie, tak mi Was żal! Woda chlupocze w butach ale to nic, słońce jest już wysoko i robi się co raz cieplej. I wreszcie ten moment, kiedy odwracasz się tyłem do rzeki i masz przed sobą cudowny błękit nieba, ogromną, niczym niezmąconą przestrzeń (kocham za to Dolinę Noteci!) a na horyzoncie łagodne wzniesienia Dębowych Gór. To jest TAK TOTALNIE FENOMENALNE! Ten widok zdecydowanie trafia w głowie do szufladki – Best of the best 😊

Krótki postój robimy już przy samej śluzie. Jeszcze parę zdjęć, „piątka” z jeleniem i w drogę – to przecież dopiero połowa! 

Zaczynam czuć spadek energii, więc czas na sezamki. Ja zjadam całą paczkę, Marcin jedną sztukę. Jeszcze robi to z wielką łaską, do końca kłócąc się, że on o żadnej glukozie nigdy nie słyszał i nie potrzebuje.

Biegniemy 16. kilometr więc przełączam się na ulubiony, długodystansowy tryb.

Wreszcie pojawia się uczucie lekkości i mega radość. Droga wiedzie prosto do Bąkowa, przed oczami noteckie łąki i wzgórza, które stają się co raz wyraźniejsze. Na asfaltówce czas zmienić outfit na coś lżejszego – jest już bardzo ciepło.

Zbliżamy się do mojego ulubionego podbiegu w Krostkowie – wszystko mi w nim odpowiada – długość, nachylenie, widoki. Krostkowo to moja ulubiona wieś. Nie do końca wiem z czego to wynika, ale jej charakter sprawia, że nazywamy ją górską wioską. Większość długich wybiegań prowadzi właśnie do Krostkowa.

Kolejny podbieg do lasu zdecydowanie nie jest już ulubiony. „Kocie łby” jako nawierzchnia do biegania nie przekonują mnie. Dobiegając jednak na skraj lasu, czujemy satysfakcję i radość, że zmienia się „scenografia”.

To już ścieżki wydeptane niezliczoną ilość razy we wszystkich możliwych kombinacjach. Z zamkniętymi oczami moglibyśmy lecieć – mijamy po prawej stronie Górę Masztową, potem skrzyżowanie z drogą do Rzęszkowa, gdzie stoi drewniany krzyż. Następnie Hubertus i po prawej Dębowa Góra, której szczytu dziś nie zdobywamy.

Pierwsze uczucie ciężkości w nogach mam po 25. kilometrze. Ale nie jest to nic co przeszkadza w kontynuowaniu biegu. Wręcz przeciwnie – świadomość, że zaraz zrealizujemy nasz „plan na dziś” dodaje skrzydeł. Trening kończymy po 3h z małym hakiem, w dobrym samopoczuciu i świadomością, że starczyłoby jeszcze sił na coś więcej.

Wnioski są następujące:

  1. Nie brać nigdy swoich najlepszych butów na tego typu „wyrypy”
  2. Od biegania po Dębowej Górze może być lepsze tylko bieganie z widokiem na Dębową Górę
  3. Jesteśmy gotowi na maraton w Górach Stołowych – możemy się pakować!
Podsumowanie treningu w serwisie Garmin Connect
Profil trasy
Mapa treningu w serwisie Garmin Connect
Używamy plików cookies w celu optymalizacji naszej witryny.
View more
Akceptuję
Odrzucam