Z kawą na Dębowej Górze

Z kawą na Dębowej Górze – Tomasz Rudziński

Wielkie emocje, które towarzyszyły pierwszemu Wyrzyskiemu Ultramaratonowi Pomagania ledwo opadły a już na horyzoncie pojawiła się kolejna charytatywna impreza sportowa organizowana przez naszego kolegę Tomasza Rudzińskiego.

Skąd wziął się pomysł, jak wyglądała jego realizacja oraz jakie są dalsze plany naszego kolegi a także trochę prywaty „co i jak z tym jego bieganiem”? Odpowiedzi poznaliśmy przy „kawie na Dębowej Górze”.

Tomek Rudziński

MS: Tomku, lubisz przebywać na Dębowej Górze?

Tomasz Rudziński: No pewnie! To doskonałe miejsce do treningów, do spacerów, do spędzenia wolnego czasu z rodziną, z przyjaciółmi. Pamiętam doskonale ile razy tu kiedyś zabłądziłem 😄. To wyjątkowe miejsce.

MS: Jesteś świeżo upieczonym ultramaratończykiem. Opowiedz nam więcej o tym.

Ultramaratończykiem jestem od listopada. Można powiedzieć, że dzięki Sebastianowi, który zorganizował takie koleżeńskie ultra wokół Piły – mojego rodzinnego miasta. Jak tylko poznałem szczegóły, jak to będzie wyglądało, wiedziałem, że dam radę. Choć wcześniej łatwo nie było. Pamiętam ostatnie miesiące, powrót do biegania, bieganie po 5-7 km, zrzucenie kilkunastu kilogramów.

DŻ: Z czego wynikała przerwa i ile czasu zajął Ci powrót do formy?

Bardzo udany był dla mnie rok 2019. Ukończyłem wtedy Koronę Polskich Półmaratonów, cykl Grand Prix powiatu pilskiego, 4 Pory Roku – Dębowa Góra. Biegałem sporo, przygotowywałem się do maratonu. Po tym jak urodził się mój syn Nikodem, doszło „trochę” obowiązków w domu. Na dodatek nastała pandemia, akcja „zostań w domu”, zakaz chodzenia do lasu. Nawet nie zauważyłem jak na wadze doszło 20 kg.

Dzięki Agnieszce, która wracała po kontuzji, wziąłem się za siebie. Namawiała mnie na wspólne treningi. Na początek spokojnie, jakieś marszobiegi. Wystartowałem nawet w kilku biegach, ale już nie w tylu co we wcześniejszych latach. Po kilku miesiącach byłem już gotowy na wyzwanie rzucone przez Sebastiana. Udało się i temat ultramaratonów mnie wciągnął.

Na jednym z biegów

MS: No właśnie, możemy płynnie przejść do tematu Wielkiego Wyrzyskiego Ultramaratonu Pomagania. Skąd pomysł na to?

No pomysł jest już tak stary jak ja. Pamiętasz na pewno, że temat obiegnięcia naszej gminy rzuciłem już kilka lat temu. Od 2017 roku, gdy udało mi się przebiec pierwszy półmaraton, a później stopniowo zwiększałem kilometraż, chciałem obiec gminę Wyrzysk.

Wreszcie postanowiłem plan wcielić w życie. Pomyślałem o wykorzystaniu 3 stadionów, które mamy w gminie, zaprosić nie tylko biegaczy, ale też kijkarzy, rodziny z dziećmi. A skoro tak wiele osób miałoby być włączonych do akcji, to chciałem jednocześnie wykorzystać to, aby komuś pomóc.

DŻ: Jak długo trwały przygotowania?

Można powiedzieć, że 3 tygodnie. Był to bardzo intensywny czas. Nie miałem żadnego urlopu, jeszcze dzień przez imprezą byłem w pracy do godz. 14:00. Z tego powodu odpuściłem start na Dębowej Górze.

Na szczęście mogłem liczyć na życzliwość wielu osób i instytucji. Tam gdzie wchodziłem byłem witany z otwartymi rękoma. Dotyczy to np. urzędu, policji, straży miejskiej, szpitala, OSP. Bardzo zaangażowały się panie z KGW. Już moja pierwsza wizyta w urzędzie gminy przyniosła konkretne ustalenia i zielone światło dla tej inicjatywy.

Wielki Wyrzyski Ultramaraton Pomagania na Dębowej Górze

MS: Będą kolejne edycje?

Bardzo bym chciał. Trasa jest już wstępnie ustalona. Dystans będzie podobny, ale tym razem pobiegniemy w drugą stronę – zaczniemy w Osieku a skończymy w Wyrzysku. Wstępny termin to ostatnia niedziela lipca.

DŻ: Jesteś zadowolony z przebiegu imprezy? Jest coś, co byś chciał zmienić?

Ogólnie jestem bardzo zadowolony, jeśli weźmiemy pod uwagę, że impreza powstała z niczego. Są małe niuanse, za rok będę chciał np. poprawić zabezpieczenie trasy na niektórych odcinkach, ograniczyć asfalt do minimum. Zabrakło też jakiejś osoby prowadzącej, spikera.

DŻ: Był to dla Ciebie ciężki bieg pod względem kondycyjnym?

Adrenalina była na tak wysokim poziomie, że na zakończenie było hasło, że biegniemy dalej, że za rok 100 kilometrów. Myślę, że mógłbym biec jeszcze długo. Dopiero później przyszło zmęczenie, na następny dzień byłem chory.

MS: Idziesz za ciosem i 2 lipca odbędzie się kolejna impreza organizowana przez Ciebie.

W pracy poproszono mnie o pomoc w organizacji biegu w sąsiedniej gminie, w Białośliwiu. Szykuje się coś fajnego. Bieg będzie elementem 11. zlotu kolejek wąskotorowych. O godzinie 9:00 wąskotorówka zawiezie wszystkich uczestników na start do Kocik-Młyna. Zakończenie odbędzie się w centrum Białośliwia, w restauracji Jutrzenka. Nie zabraknie atrakcji dla dzieci – będą animacje, dmuchane zamki. Można przyjść z całą rodziną – nikt nie będzie się nudził.

DŻ: To też będzie bieg charytatywny?

Tak. Będziemy zbierać pieniądze dla Anastazji. Anastazja skończyła już rok, ale nie utrzymuje samodzielnie główki, nie chwyta w rączki zabawek, nie obraca się na brzuch. Cierpi na padaczkę lekooporną. Jest to bardzo rzadkie zaburzenie genetyczne, które wiąże się z poważnym opóźnieniem rozwoju, zarówno intelektualnego, jak i ruchowego.

MS: Wróćmy do Tomka, jako biegacza. Od ilu lat biegasz?

Cały czas byłem przekonany, że zacząłem w 2017 roku, ale ostatnio układałem z synem swoje medale z biegów i znalazłem te z 2016 roku. Zaczęło się jeszcze rok wcześniej, gdy córka poszła do przedszkola. Gmina Wyrzysk była uczestnikiem wojewódzkiej kampanii „Uzależnia mnie tylko sport”, w której rodzice startowali razem z dziećmi.

DŻ: Od razu się spodobało?

Oj nie. Pamiętam pierwszy start, ubrany w koszulce bawełnianej, w grubej bluzie – mimo upału. Zero kondycji. Nic wtedy nie wskazywało na to, że pokocham bieganie.

DŻ: A jaki bieg wspominasz najlepiej?

Chyba debiut w 2016 roku, pod koniec sierpnia na Biegu Adamskiego na Staszycach w Pile. Byłem po nocce w piekarni, ale udało się uzyskać wynik, z którego byłem zadowolony. Na niełatwej, przełajowej trasie uzyskałem w debiucie wynik około 56 minut na 10 km.

Biegowy debiut w 2016 roku

MS: Jak wyglądają Twoje treningi? Same rozbiegania czy starasz się je urozmaicać?

W zależności, jak czas pozwala, biegam 2-3 razy w tygodniu. Odkrywam nowe ścieżki i miejsca. Niedawno z Patrykiem biegłem po raz pierwszy na Wyciągu, poznałem Hejtki. Prawie zawsze biegam z kimś.

DŻ: Można więc powiedzieć, że bieganie jest dla Ciebie formą odkrywania nowych miejsc i lepszego poznania gminy?

Dokładnie. I właśnie dlatego chciałem też podczas biegu organizowanego przeze mnie pokazać innym uczestnikom najciekawsze miejsca gminy Wyrzysk. Zobaczyliśmy pałac w Rzęszkowie, skansen w Osieku, pałac w Dąbkach. W przyszłym roku chciałbym tak poprowadzić trasę, aby zobaczyć dwór w Hercowie.

DŻ: Jak większość biegaczy zaczynałeś od krótkich, lokalnych biegów. Teraz częściej myślisz o dłuższych dystansach?

Zdecydowanie tak. Jak najmniej asfaltu. Lubię dłuższe, przełajowe biegi, gdzieś w lesie, gdzie można psychicznie odpocząć, nacieszyć się ciszą.

MS: 2 lata temu wystartowałeś w Przejściu Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej. Spodobały Ci się góry?

Oj bardzo. Chciałbym jeszcze wrócić na tę trasę. Teraz już wiem co poprawić, aby osiągnąć lepszy wynik. Jak syn podrośnie to chciałbym też wyjść na szlak, pochodzić w górach, z czasem pewnie też pobiegać.

DŻ: Często największym problemem biegacza jest pogodzenie pasji z życiem rodzinnym. Jak Tobie się to udaje?

Mam wyrozumiałą żonę 😄. Namawiam Basię na treningi, kupiła już sobie nawet buty biegowe. Mam więc nadzieję, że w końcu się zdecyduje.

Po biegu na Dębowej Górze

DŻ: Bieganie to jedyna sportowa pasja czy lubisz też inne dyscypliny?

Trochę gram w piłkę, kiedyś udawało się częściej. Ale największa sportowa pasja to zdecydowanie żużel. Można powiedzieć, że wychowałem się w Pile, na Bydgoskiej – na stadionie żużlowym.

MS: Kiedy wybieramy się na jakiś wspólny trening?

Ja w zasadzie jestem już gotowy!

DŻ: No to na co czekamy?


Używamy plików cookies w celu optymalizacji naszej witryny.
View more
Akceptuję
Odrzucam