Sebastian Stromidło - Z kawą na Dębowej Górze
Z kawą na Dębowej Górze

Z kawą na Dębowej Górze – Sebastian Stromidło

Tym razem na szczycie Dębowej Góry spotkaliśmy się z Sebastianem Stromidło – biegaczem z Piły, miłośnikiem biegów trailowych i górskich a od jakiegoś czasu twórcą podcastów Beer Runner –  W stronę Ultra.

Nazwa jest nieprzypadkowa – piwowarstwo to kolejna pasja Sebastiana. Rozmawiać moglibyśmy godzinami – o bieganiu, zawodach, o wspomnieniach i o planach na przyszłość. Tymczasem publikujemy zapis naszej rozmowy w „skondensowanej wersji”😊 Zapraszamy do lektury!

MS: Wygrywasz milion w totka, na co przeznaczasz wygraną?

SS: Kupuję sobie dom w górach. Myślę, że byłby to Dolny Śląsk gdzieś między Wrocławiem a Kłodzkiem, z uwagi na ilość świetnych imprez biegowych, które się tam odbywają.

DŻ: Wtedy na pewno bylibyśmy częstymi gośćmi! A teraz klasycznie – jak zaczęła się Twoja przygoda z bieganiem?

SS: To był sierpień 2014 roku, kiedy pierwszy raz wyszedłem z domu z myślą, że idę pobiegać. Dwa lata wcześniej miałem dużą nadwagę i w sumie udało mi się zrzucić 30 kg. Pomógł w tym głównie rower, ale chciałem „zgubić” więcej a w pewnym momencie waga stanęła w miejscu. Pomyślałem, że może pomóc bieganie. Ruszyłem, pamiętam w moich pierwszych butach biegowych prosto z lidlowskiej półki. Zrobiłem wtedy 6 km bardzo wolnym tempem a potem przez kilka dni ledwo się ruszałem.

MS: A Twoje pierwsze zawody?

SS: Do udziału namówiła mnie znajoma Zioota czyli Jola Malicka. Spotkaliśmy się na półmaratonie w Pile (ja byłem wtedy w roli kibica) i to od niej dowiedziałem się, że w Trzciance odbędzie się bieg uliczny im. Tadeusza Zielińskiego. Postanowiłem spróbować. Mój wynik wtedy po ok. miesiącu biegania – 53 minuty na 10 km.

DŻ: I wtedy przepadłeś? Czy jednak musiałeś się trochę zmuszać do pierwszych treningów?

SS: Może nie była to jeszcze miłość, ale zmuszać się nie musiałem. Waga znów zaczęła spadać. I widziałem efekty – do każdego kolejnego treningu poczynając od tej pierwszej szóstki, dokładałem 500 metrów.

DŻ: Ania towarzyszyła Ci w bieganiu cały czas? Zaczęła biegać z Tobą?

SS: Zaczęła biegać później niż ja. Ale od początku mnie wspierała zarówno podczas chudnięcia jak i potem przy treningach, jeździła na zawody jako mój kibic 😊 Ale jej bieganie to już osobna historia, którą najlepiej żeby ona sama kiedyś opowiedziała…

MS: Przyjdzie na to czas!

DŻ: No to teraz o Waszej najnowszej, biegowej historii. Jesteście tydzień po starcie na imprezie Pomerania Trail w Barłominie. Jak wrażenia?

SS: Super! Ania biegła 25 km ja porwałem się na 63 km. Jesteśmy bardzo zadowoleni, polecamy tą imprezę i na pewno chcemy tam wrócić. Jeśli chodzi o moje samopoczucie, mogę powiedzieć, że czuję nawet lekki niedosyt. Byłem nieźle „styrany”, ale pozytywnie! Na mecie miałem ochotę dołożyć jeszcze trochę kilometrów!

DŻ: To duże osiągnięcie, przebiegnięcie takiego dystansu, tym bardziej że biegasz po górach od stosunkowo nie dawna, prawda?

SS: Od mniej więcej roku biegam po górach, od pół roku startuję w górach. W zeszłym roku była Sowiogórska Dycha, na wiosnę O!Błędny Maraton Gór Stołowych, gdzie byliśmy razem, następnie w lipcu Złoty Maraton w Lądku Zdroju i tydzień temu 63 km na Pomeranii. W międzyczasie jeszcze Gontyniec, który też jest moim zdaniem biegiem górski. Jak widać nie rzucam się od razu na głęboką wodę tylko „smakuję” małą łyżeczką te górskie starty 😊.

DŻ: Czyli nie ma powrotu do asfaltu…?

SS: Do asfaltu nie ma powrotu od czasu mojej kontuzji w 2018 roku, ale tęsknoty też nie ma żadnej! Biegania po górach nie da się porównać do biegania po „miejskiej dżungli”. W lesie może nie ma tylu kibiców, ale widoki, piękna przyroda, atmosfera – wszystko to wynagradza!

MS: Czy w tym roku czekają Was jeszcze jakieś wyzwania?

SS: W listopadzie wybieramy się do Jastrowia na 5 km a w grudniu na ostatni bieg w ramach cyklu Cztery Pory Roku tu na Dębowej Górze. Rywalizacja będzie ostra bo to walka o podium open!

DŻ: A plany na przyszły rok?

SS: W kwietniu bieg „3 x Kopa” w Górach Opawskich czyli trzykrotne wbiegnięcie na Kopę co oznacza 63 km i sumę przewyższeń 3200 m. Mam zamiar pobiec tak, by zapas czasu umożliwił mi dorobienie jeszcze jednej pętli. Chciałbym tam więc ostatecznie wykręcić ok. 75 km. Następnie wracam w „nasze strony” na Gontyniec, tym razem na 52 km. W lipcu ponownie Lądek Zdrój i K-B-L – 110 km, czyli największe wyzwanie, którego podejmę się razem z Anią. Chcemy biec „na limit”, choć oczywiście będzie super jeśli uda się przyspieszyć.

We wrześniu Marcin zabiera nas na Przejście Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej (nie wymigasz się!). A w październiku wracamy w to samo miejsce na sztafetę, którą mamy nadzieję zrobić z pewnym teamem z Dębowej Góry…

DŻ: Bardzo piękne, śmiałe plany. Życzymy Wam więc powodzenia, a że nasze drogi będą się krzyżować to i sobie też życzymy ich realizacji!!! 😀

MS: Teraz pytanie z innej „działki”. Skąd Twoja pasja do piwowarstwa?

SS: Mój kolega wrzucił kiedyś w media społecznościowe zdjęcie z wygranego konkursu na najlepsze piwo domowe. Bardzo mi się to spodobało i postanowiłem sam spróbować. Poprosiłem go o wskazówki, zakupiłem podstawowy sprzęt i potrzebne składniki. To było w 2016 roku i rzeczywiście od tego czasu lubię raz po raz postać parę godzin „przy garach” i coś uwarzyć… Lubię cały ten proces, lubię wyczekiwać efektów, ale jest to zajęcie czysto hobbystyczne. Czasem jeździmy z Anią na festiwale albo na piwne targi np. do Poznania.

MS: Bieganie, warzenie piwa ale również projekt Beer Runner – W stronę Ultra. Skąd pomysł na nagrywanie podcastów?

SS: Kiedy zacząłem biegać coraz dłuższe dystanse a Ania nie mogła mi towarzyszyć, zacząłem się zastanawiać co „wrzucić sobie na ucho”. Nie zawsze miałem ochotę słuchać muzyki. Wyczytałem gdzieś, że dużo ultrasów trenuje przy słuchaniu podcastów biegowych. Natrafiłem na Trail DNF i Black Hat Ultra i bardzo mi się to spodobało! Nie ukrywam, że była to dla mnie wielka inspiracja by zacząć biegać po górach. Ale pomyślałem też sobie, że podcasty, wywiady z biegaczami dotyczą najczęściej czołówki – tych osób z najlepszymi wynikami. A co z resztą? Co z nami, amatorami biegania? Przecież są osoby zajmujące miejsca „w środku stawki” lub nawet końcówkę, a jednak też pokonują mordercze dystanse a poza gratulacjami znajomych nikt o nich nie słyszał. Są osoby nie tylko biegające ultra, ale też takie, które potrafią np. iść dwa dni i pokonać 100-200 km.

Chciałem pokazać przede wszystkim takich ludzi z okolic Piły, z północnej Wielkopolski, przedstawić ich historie, ich punkt widzenia. Tak narodził się pomysł na tworzenie podcastów. Założenie jest takie, by ukazywały się one mniej więcej co trzy tygodnie, choć wiadomo że mogą zdarzać się odstępstwa, jak np. wtedy gdy rozmawiałem z Marcinem Gapińskim – czekaliśmy wówczas z podcastem do premiery jego książki „Umysł Ultrasa”.

DŻ: Jak w takim razie wygląda taki typowy tydzień biegacza amatora, do tego miłośnika piwowarstwa, autora podcastów, który musi jeszcze to wszystko pogodzić z rodziną i pracą?

SS: W tygodniu ciężko znaleźć czas na dłuższe wybiegania, więc robię dwa treningi np. we wtorki i w czwartki trwające maksymalnie do 1,5 h (robię wtedy ok. 15 – 20 km). Za to w weekend mogę sobie pozwolić na więcej i wtedy nadrabiam kilometry.

Jeśli chodzi o wyjazdy na zawody… Staram się wybierać te najciekawsze dla mnie imprezy biegowe. Wystarczy kilka porządnych startów w roku, wolę to niż „rozmienianie się na drobne”.

DŻ: Zawsze biegasz po lesie?

SS: Zawsze. Jedynym wyjątkiem jest Parkrun odbywający się w każdą sobotę w Pile. Mimo, że biegamy tam po asfaltowej nawierzchni to bardzo lubię te starty.

MS: Biegasz czy trenujesz?

SS: Dobre pytanie. Odpowiedź brzmi – BIEGAM ! Gdybym trenował, to oznaczałoby, że szukam prędkości. Nie to jest moim celem, choć śmieję się, że prędkość z czasem sama mnie znajduje, najczęściej we wrześniu, kiedy to osiągam zwykle najlepsze wyniki.

DŻ: Na Twoje ostatnie urodziny zorganizowałeś trening w rezerwacie Kuźnik. Później była powtórka a już wkrótce odbędzie się trzecie takie spotkanie, którego jesteś inicjatorem. Czy to będzie stały „punkt programu?” 😊

SS: Czy stały to się jeszcze okaże, ale te treningi cieszą się dużym zainteresowaniem, chętne osoby potrafią przyjechać z naprawdę daleka. Kolejny taki bieg na Kuźnik (ok. 15 km, tempo konwersacyjne) odbędzie się już w niedzielę 30. października. Start o godz. 10 rano z głównego parkingu przy wejściu do rezerwatu. Serdecznie zapraszam, wszyscy są mile widziani!

MS: A jak Ci się podoba Dębowa Góra?

SS: Świetne miejsce, szczególnie w jesiennym wydaniu! Najbardziej podobają mi się te „serpentyny” czyli wijące się pod górę ścieżki, coś pięknego! Miło wspominam też swój udział w organizowanym tu biegu w ramach WOŚP i piękną, zimową scenerię jaka wtedy towarzyszyła temu wydarzeniu. Z przyjemnością tu wracam i będę wracał jeszcze nie raz!

DŻ: Bieg, który najmilej wspominasz?

SS: Bieg w Pęckowie organizowany przez Bogdana Gapskiego i Stowarzyszenie Biegaczy im. Józefa Noji, w którym brałem udział w zeszłym roku. Co prawda droga była asfaltowa, ale pobiegłem boczną, szutrową drogą rowerową i było ok 😉. Atmosfera i organizacja była rewelacyjna i mam do tej imprezy szczególny sentyment.

DŻ: A najgorszy bieg, w którym brałeś udział?

SS: Chyba nie ma takiego… Żeby jakiś bieg był najgorszy, musiałbym go po prostu nie ukończyć a tak się jeszcze nie zdarzyło😊. Za to mogę powiedzieć, że nie jestem zadowolony ze swojego startu w Złotym Maratonie w Lądku Zdroju. Byłem wtedy krótko po kontuzji. Trasę wprawdzie pokonałem, ale tak od połowy dystansu była to już walka o każdy kilometr. Mam nadzieję, że za rok na K-B-L pokażę kto jest tam górą!

DŻ: Masz jakiś plan, jak się przygotować do tego biegu?

SS: Na pewno wprowadzę do swoich treningów jeszcze więcej podbiegów, postaram się też znaleźć jakieś fajne miejsce do wbiegania po schodach. Dodatkowo ważnym elementem jest dla mnie rower stacjonarny. Zimą zawsze skupiam się na wzmacnianiu mięśni core, co jest związane z moją wcześniejszą kontuzją kręgosłupa. Bez tego myślę, że nie mielibyśmy o czym rozmawiać, bynajmniej nie o mim bieganiu 😊.

MS: Jakie jest Twoje biegowe marzenie?

SS: Nie mam marzeń. Są plany. Za rok na pewno wspomniany już przeze mnie K-B-L czyli 110 km. A jeszcze później starty głównie w biegach 100 km+.

DŻ: Też uważasz, że prawdziwe ultra zaczyna się od 100 km?

SS: Nie! Uważam, że prawdziwe ultra zaczyna się faktycznie od tych 42,200 km choć z dużym niedosytem 😊.

DŻ: Masz jakiś autorytet biegowy, ktoś Cię inspiruje?

SS: Autorytetu nie mam, ale jedna osoba na Pomeranii zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Był to uczestnik biegu na 100 km – Grzegorz Kropidłowski. Znaliśmy się już wcześniej na fb, ale nie znałem jego historii. Dopiero po tym biegu opublikował relację, w której napisał, że była to jego pierwsza setka w życiu a SM (stwardnienie rozsiane) to nie wyrok…

DŻ: Wspominałeś o kontuzji…

SS: O której?

DŻ: O tej, która wykluczyła Cię na długo z biegania, bo aż na… dwa lata?

SS: Tak, poważne problemy z kręgosłupem (dyskopatia lędźwiowa) rzeczywiście spowodowały taką długą przerwę. To był 2018 rok, czułem że jestem u szczytu formy, trenowałem intensywnie, niestety głównie biegając po asfalcie.

Wcześniej pracowałem kilka lat w drukarni, gdzie dźwigałem dużo ciężarów. Plus dodatkowe kilogramy zanim schudłem też nadwyrężyły mocno kręgosłup. Nastąpiła kumulacja i kręgosłup odmówił posłuszeństwa. Próbowałem trochę biegać, gdzieś startować, ale to nie było to. Potem stan się jeszcze pogorszył do tego stopnia, że o bieganiu mogłem zapomnieć bo ledwo chodziłem. Na szczęście obyło się bez operacji, ale musiałem długo wracać do sprawności wykonując zalecone ćwiczenia, wzmacniać core.

Ta przerwa trwała w sumie prawie 2,5 roku. Powrót do biegania wiązał się z zupełną zmianą podejścia do treningów. Przerzuciłem się całkowicie na miękką nawierzchnię, pożegnałem się z obuwiem z wysokim dropem a postawiłem na takie, które wymusza bieganie „ze śródstopia”. Zerowy drop powoduje bardziej naturalną, „zdrowszą” postawę podczas biegu. Obecnie nie doskwierają mi żadne dolegliwości i czuję się świetnie.

DŻ: Na koniec standardowe pytanie, ale odpowiedź jest naszym zdaniem zawsze ciekawa – co Ci daje bieganie?

SS: Radość, wolność, możliwość poznania świetnych osób, których nie spotkałbym, gdybym nie biegał. Wspólna pasja łączy ludzi, daje możliwość gromadzenia wspaniałych wspomnień. My byśmy się pewnie nie poznali 😊.


Zobacz profil Beer Runner – W stronę Ultra na facebook-u.

Nagranie rozmowy w podcaście „W stronę Ultra”:

Używamy plików cookies w celu optymalizacji naszej witryny.
View more
Akceptuję
Odrzucam