Z kawą na Dębowej Górze

Z kawą na Dębowej Górze – Ewa Mączyńska

W lutym mieliśmy okazję porozmawiać ze zwyciężczynią Cyklu biegów na Dębową Górę „Cztery Pory Roku” organizowanego przez Ośrodek Sportu i Rekreacji w Wyrzysku. Na cykl składają się cztery starty – wiosną, latem, jesienią i zimą.

Dystans i trasa są zawsze te same – zawodnicy ruszają z parkingu leśnego w Polanowie i żółtym szlakiem przebiegając przez szczyt Dębowej Góry zataczają pętlę, która wynosi ok. 9 km. Niech jednak „skromny” dystans nie zwiedzie Czytelnika! Ten bieg to prawdziwa gratka dla miłośników przełajów i solidnych podbiegów. Trzeba nie lada siły w nogach i hartu ducha, by w dobrym czasie osiągnąć metę a cóż dopiero by wygrać! Ewie się to udało 😊.

DŻ: Cieszy Cię wygrana? Czy może ta trasa nie robi już na Tobie wrażenia?

Ewa Mączyńska: Bardzo się cieszę i czuję ogromną satysfakcję, właśnie dlatego, że to wygrana na Dębowej Górze!  Na tej trasie zawodnika czeka mnóstwo chwil zwątpienia, kryzysów nawet. Tam każdy podbieg jest hardcorowy i potrafi pięknie upodlić  😀

MS: Który jest najgorszy?

EM: Oczywiście na Tanzplatz! Najgorsze, że ten podbieg jest dość wcześnie. Człowiek zostawia tam całą energię, a potem musi biec „na oparach”, podczas gdy do mety jest jeszcze tak daleko…

MS: A która edycja była najtrudniejsza?

EM: Zimowa. Ale nie tylko przez warunki. Akurat byłam po roztrenowaniu, nie biegałam dobre dwa tygodnie. Uprawiałam w tym czasie inne dyscypliny – jeździłam rowerem, pływałam, ale nie biegałam. Bardzo ciężko było mi „wskoczyć na wysokie tętno” po takiej przerwie.

DŻ: Podsumujmy może cały cykl. Jakie miejsca zajmowałaś w poszczególnych biegach?

EM: Wiosną, latem i jesienią było to drugie miejsce, a w ostatniej, zimowej edycji wygrałam.

MS: W pięknym stylu zakończyłaś rok 2022, jakie są Twoje plany na kolejny sezon ?

EM: Nie do końca mam je jeszcze sprecyzowane. W zeszłym roku brałam udział w ½ Iron Mana i zastanawiam się nad ponownym startem, ale w formie sztafety z koleżankami. 

DŻ: No właśnie, bieganie jest tak naprawdę tylko jedną z wielu aktywności, których się podejmujesz. Od jak dawna biegasz i kiedy poczułaś, że już Ci to nie wystarcza?

EM: Biegam od 2013 roku, czyli już 10 lat. Mój mąż pierwszy zainteresował się triathlonem i towarzyszyłam mu w jego zawodach. Nigdy nie zapomnę jakie wrażenie zrobiła na mnie jedna z zawodniczek w wieku 65+. Obserwowałam jej radość, gdy wbiegała na metę. To było niesamowite, bo przecież nawet młody człowiek często nie jest w stanie zrobić chociażby ¼ Iron Mana!

Widziałam ten ogromny trud zawodników, ale też ich satysfakcję i poczułam, że ja też tak chcę! Zaczęłam trenować. Pamiętam, że takim dobrym, owocnym rokiem dla mnie był 2016. Ale to był czas jeszcze „sprzed dzieci”, wtedy było to zdecydowanie łatwiejsze. Teraz jest już na świecie Ewelinka i Patryk a ja staram się wrócić do formy sprzed lat 😀

MS: To chyba właśnie w 2016 roku wygrałaś całe Grand Prix powiatu pilskiego, na które składało się 10 biegów?

EM: Tak, a razem z Dominikiem byliśmy też na podium w kategorii małżeństw, zajęliśmy pierwsze miejsce.

MS: Ale Twoja przygoda ze sportem sięga jeszcze dawniejszych czasów, bo przecież już w szkole byłaś bardzo aktywna…Poza tym cała Twoja rodzina jest pod tym względem bardzo uzdolniona.

EM: To prawda, w szkole podstawowej brałam udział dosłownie we wszystkim 😀 Grałam w siatkówkę, w koszykówkę startowałam w czwartkach lekkoatletycznych, w czwórboju. W technikum należałam do klubu Gwardia Piła, gdzie trenowałam rzut oszczepem. Nadmienię w tym miejscu, że moja siostra była Mistrzynią Polski w tej dyscyplinie.

Ja chciałam znaleźć własną „drogę” i wymyśliłam rzut dyskiem. Niestety brakowało kogoś kto by mnie poprowadził, kto znał by się na tym. Na studiach kontynuowałam rzut oszczepem, ale potem skupiłam się na magisterce (z fizjoterapii), pracy, poznałam mojego przyszłego męża i na chwilę „zawiesiłam” karierę sportową😊

Wracając do tematu mojej usportowionej rodziny… Mój tata praktycznie całe życie grał w piłkę nożną (należał do drużyny Noteć Dziembowo) a moja mama trenowała lekką atletykę i grała w piłkę ręczną. Więc może rzeczywiście mam ruch zakodowany w genach? 🙂

DŻ: Pamiętasz swoje pierwsze zawody biegowe?

EM: To był kwiecień 2014 roku, Bieg Papieski w Starej Łubiance i dystans ok 7 km. Czasu nie pamiętam, wtedy chciałam po prostu ukończyć ten bieg i nie być ostatnia 😊. To były trudne początki, ważyłam dużo więcej niż teraz.

MS: A najlepszy bieg?

EM: Bieg Adamskiego w Pile w 2019 roku. Wygrałam wtedy mimo bardzo trudnych warunków – upał powyżej 30 stopni, trasa przełajowa, dużo piachu…

DŻ: A jak się czujesz jako świeżo upieczona maratonka?

EM: Startowałam w maratonie w październiku zeszłego roku w Poznaniu i muszę powiedzieć, że czuję duży niedosyt! Liczyłam na lepszy czas, ale biorąc pod uwagę kryzys, który dopadł mnie mniej więcej w połowie dystansu, i tak się cieszę, że się nie poddałam i ukończyłam ten bieg.

Ostatecznie mój wynik wyniósł 3 godziny i 41 minut. Podczas biegu zaniedbałam niestety nawadnianie i ok. 22 km nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Musiałam przejść do marszu. Zadzwoniłam do Dominika oznajmić, że ja już chyba nie dam rady i myślę, by zejść z trasy. Usłyszałam, że nie ma takiej opcji i że na pewno mam siłę by kontynuować. Postanowiłam skupić myśli na mecie, na Dominiku, który tam na mnie czekał i na moich dzieciach.

Pamiętam, że myślałam też o medalu i o tym, że chcę móc nosić koszulkę z tego maratonu, a jak go nie ukończę to nie będzie to możliwe 😀 Zaczęłam biec , ale na każdym punkcie odżywczym zatrzymywałam się by uzupełnić wodę i izotonik, po czym wracałam do swojego tempa. Kiedy wreszcie dobiegłam do mety, pierwszą myślą było, że muszę poprawić ten czas!

MS: Czyli nie było myśli w stylu: „nigdy więcej!”?

EM: Ja nigdy nie mam takich myśli! Zawsze chcę poprawiać swoje wyniki, rozwijać się. Tym bardziej kiedy wiem, gdzie popełniłam błąd i jak go naprawić.

MS: Jak wyglądają Twoje treningi? Są urozmaicone ?

EM: Tak. Co chwilę robię co innego. Interwały, podbiegi, długie wybiegania. To zależy oczywiście do czego się przygotowuję. Najciężej trenowałam do ½ Iron Mana w lipcu zeszłego roku. W jednym tygodniu miałam 13 h treningowych.

Trenuję codziennie, 7 dni w tygodniu, z tym że nie wszystkie treningi są „biegowe”. Poniedziałki są u mnie regeneracyjne bo wtedy mam tylko basen. Jeden dzień jest „rowerowy”. Samo bieganie to minimum 5 treningów w tygodniu.

DŻ: Skąd wiesz co należy robić, jak się przygotowywać do zawodów?

EM: Od zawsze mój mąż rozpisuje mi plany treningowe 😊

DŻ: Czyli to są „PLECY” Ewy! 😀

EM: Tak 😀 Dominik dużo na ten temat czyta, interesuje się tym, dokonuje obliczeń, kalkulacji 😀

Na pewno jest moim największym wsparciem. Nie wspomnę już o tym, że pilnuje dzieci, kiedy ja wychodzę na trening czy startuję w zawodach. Ale żeby nie było – staramy się wymieniać! W Poznaniu on pilnował dzieci, za to dwa tygodnie później, startował w maratonie w Toruniu, a ja czekałam z nimi na mecie.

DŻ : A co z dystansami powyżej 40 km? Myślisz o tym?

EM: Oczywiście! Jednak lubię mieć poczucie, że jestem do biegu przygotowana najlepiej jak to możliwe. A na tym etapie swojego życia, kiedy dzieci są małe, nie jestem w stanie w taki sposób trenować. Nie satysfakcjonuje mnie startowanie dla samego startowania. Chce mieć dobre wyniki ale nigdy nie chciałam i nie chce realizować się kosztem dzieci. Nie wyobrażam sobie rezygnować np. z zabawy z nimi bo muszę wyjść na trening. Nie o to w życiu chodzi ! Uważam, że mam jeszcze dużo czasu na to 😊

DŻ: Mączyńscy pewnie wypoczywają w górach i zawsze aktywnie, mam rację ? 🙂

EM: Tak, kocham góry! Pierwszy raz pojechałam w Tatry mając 17 lat, to był wyjazd z rodzicami koleżanki. Wtedy po prostu przepadłam. Niesamowite jest dla mnie to, że coś jest tak wysoko a ja potrafię tam wejść, będąc tylko takim małym człowiekiem. Nad morzem nudzę się strasznie, ale cóż zrobić, kiedy dzieci lubią taki wypoczynek! Muszę więc i tam pojechać od czasu do czasu. Staramy się wtedy urozmaicać nasze treningi bieganiem po plaży 😊

DŻ: Jest jakaś impreza sportowa, w której bardzo chciałabyś wziąć udział ?

EM: Każdy triathlonista marzy o starcie na Hawajach (Hawaii Ironman). Było by to wspaniałe doświadczenie, ale nie mam ciśnienia żeby koniecznie się tam znaleźć. Myślę za to o udziale w Hardej Suce. Jest to Iron Man w pełnym wymiarze – 3,8 km pływania, 180 km na rowerze i 42,195 km biegu, rozgrywany w Tatrach i nazywany najcięższym triathlonem w Europie.

DŻ: Musisz się zmuszać do wyjścia na trening?

EM: Zdarzają się gorsze chwile, ale się im nie poddaje! Jeśli mam plan do wykonania to go realizuje i nie ma znaczenia czy wieje, leje czy świat się kończy – wychodzę na trening. Przygotowując się do lipcowego udziału w 1/2 Iron Mana nie opuściłam żadnego treningu z rozpisanego planu, a był on każdego dnia. Zawsze chce jak najlepiej wywiązać się z wyzwania, które podejmuję.

MS: Jesteś gadżeciarą, kręci Cię sprzęt, temat butów biegowych itp…?

EM: No jasne! W szafie mam prawie same buty biegowe lub rowerowe. Biegam w Brooksach, które sprawdzają mi się od początku. Sama już nie wiem, które są nowe a które stare, bo mając kilometraż ok. 800 km w ciągu trzech miesięcy to każde buty są nowe, tylko tak zjechane, że nie można już w nich biegać 😀

DŻ: Mogłabyś żyć bez biegania?

EM: Nie!!!!

DŻ: A jakbyś nie mogła biegać?

EM: To jeździłabym na rowerze albo pływała albo zaczęła uprawiać wspinaczkę!

MS: Nie masz lęku wysokości?

EM: Nie. Nie mam żadnego lęku, ani wysokości, ani przestrzeni, Was się też nie boję 😀

Ale w sumie jest jeden wyjątek… Boję się mrówek!

DŻ: A startów się boisz? Odczuwasz stres?

EM: Tak. Zawsze się stresuję. Zawsze chcę wypaść jak najlepiej. Myślę, że o to chodzi w sporcie i otwarcie to przyznaję 😊

MS: Są sportowcy, którzy są dla Ciebie inspiracją, których podziwiasz?

EM: Każda osoba, która cokolwiek trenuje i robi coś fajnego ze swoim życiem jest dla mnie godna podziwu i może być inspiracją. Może wymienię Adrianę Sułek, którą rzeczywiście podziwiam za jej ambicję i sukcesy, które odnosi bardzo ciężką pracą. Mam nadzieję, że będzie ich jak najwięcej!

DŻ: Co Ci się najbardziej podoba na Dębowej Górze?

EM: Najbardziej podoba mi się to, jak można się tu sponiewierać 😀 Potrafisz zajechać się tą trasą na maksa, po czym wbiegasz na metę i… chcesz jeszcze raz! Nie do końca potrafię to wytłumaczyć, ale ta góra mnie przyciąga, to jest jej magia! 😊

Obyśmy spotkali się na niej jeszcze nie raz! Tymczasem serdecznie Ci gratulujemy i życzymy kolejnych sukcesów sportowych 😊